..journey on a never-ending quest for beauty..embrace of great interior design, ideas, utility of function, richness of flavours and thoughtfulness in every facet of our lives.. escape from chaos around us.. Motto: "Desire to love truthfully, to live gloriously, to work passionately, to worship freely, to walk purposefully, to be a joyfully."
Sunday, May 20, 2007
Thursday, May 17, 2007
Monday, May 7, 2007
Starość nie radość..:)
6 maja -> urodził się Henryk II Swięty, M. Robespierre, Zygmunt Freud, Tony Blair, Georg Clooney i mała Jagódka;P Słodko było..oj słodko:* Dzień rozpoczęty od ciepłej białej gorącej czekoladki prosto z krakowskiej bohemy (sekretem jest od kogo takie specjały pochodzą ale Ci co lokowe cuda znają zapewne się domyślają;) Potem same czekoladowe słodkości były, które az lekko zamuliły (ale ze od kochanych osób pochodziły to tylko samą radość przynosiły:*) Torty, ciasteczka, lody, szarlotki, czekoladki..
...słodko baaardzo się zrobiło i cieplo przy sercu zabiło...
Poza wielką dozą radości, mnóstwa kalorii i zyczen olbrzymiej ilosci, najwiekszym prezentem jest wiedzieć, ze jest pare osob na swiecie, dla których jagodowy widok co ranek jest jak dobry drink z fajansowych filizanek;P a teraz zasypiam już jako 20-stoletnia staruszka patrzac sie na najpiekniejszych lilii kwiat dzbanuszka:*o
Friday, May 4, 2007
Matur time return...
Jako, że mieszkam pod jednym dachem z moim ukochanym rocznikiem '88 (patrz:brat), przezywam jeszcze raz "goraczkę" matur;P Goraczkę jedynie w głosno rozleklamowanym matur znaczeniu, bo..moj brat jest spokojny niczym tafla wody bez jakiegokolwiek drgnięcia:) Podziwiam jego spokoj tym bardziej jesli wiem że owa tafla należy do wód jeziora, a nie oceanu. Ale mocno kibicuje i tych pare wyjątkowych dni, między nami PEACE:)))
Dzis przeżyłam dosć dotkliwe doznanie..Wiekszosc moich towarzyszy zapewne wie, ze momentem, który wstrząsnął moim wewnętrznym "ja" była ustna matura..Wiem, że to zabrzmi byc moze dosc zabawnie, ale mogę powiedziec z całkowitą pewnoscią, że przypuszczam iż byłam jedną z najlepiej przygotowanych osób z zakresu materiału do swej oracji ("Świat prowincji w opowiadaniach Brunona Schulza i obrazach Marca Chagalla") a jednak nie poszlo tak sielankowo..W kazdym razie ten temat wciaż czuję w sobie, a wspomnienia owych dni staram sie odganiac daleko. Tylko mam "niesmak". Ale wracając do dzisiejszego dnia.. Nie ma sensu przytaczać całej matury ("dziwna") ale kiedy ujrzałam temat drugiej pracy pisemnej z programu rozszeżonego ("Dwa obrazy prowincji. Porównaj sposoby ich kreacji w podanych fragmentach
Pani Bovary Gustawa Flauberta i Republiki marzeń Brunona Schulza") tylko jedna mysl nasunęła mi się: dlaczego los tak sie nami bawi:P az prosi się zacytować Williama Shakespeare'a "Świat jest teatrem, aktorami ludzie, Którzy kolejno wchodzą i znikają."..
Jak to wyrazić? Gdy inne miasta rozwinęły się w ekonomikę, wyrosły w cyfry statystyczne, w liczebność – miasto nasze zstąpiło w esencjonalność. Tu nie dzieje się nic na darmo, nic nie zdarza się bez głębokiego sensu i bez premedytacji. Tu zdarzenia nie są efemerycznym fantomem na powierzchni, tu mają one korzenie w głąb rzeczy i sięgają istoty.[...]
Miała to być forteca opanowująca okolicę – na wpół twierdza, na wpół teatr, na wpół laboratorium wizyjne. Cała natura miała być wprzęgnięta w jego orbitę. Jak u Szekspira, teatr ten wybiegał w naturę, niczym nie odgraniczony, wrastający w rzeczywistość, biorący w siebie impulsy i natchnienie z wszystkich żywiołów, falujący z wielkimi przypływami i odpływami naturalnych obiegów. Tu miał być punkt węzłowy wszystkich procesów przebiegających wielkie ciało natury, tu miały wchodzić i wychodzić wszystkie wątki i fabuły, jakie majaczyły się w jej wielkiej i mglistej duszy. Chcieliśmy, jak Don Kichot, wpuścić w nasze życie koryto wszystkich historyj i romansów, otworzyć jego granice dla wszystkich intryg, zawikłań i perypetyj, jakie zawiązują się w wielkiej atmosferze
przelicytowującej się w fantastycznościach [...] –jesteśmy wszak wszyscy z natury marzycielami, braćmi spod znaku kielni, jesteśmy z natury budowniczymi..."
Dzis przeżyłam dosć dotkliwe doznanie..Wiekszosc moich towarzyszy zapewne wie, ze momentem, który wstrząsnął moim wewnętrznym "ja" była ustna matura..Wiem, że to zabrzmi byc moze dosc zabawnie, ale mogę powiedziec z całkowitą pewnoscią, że przypuszczam iż byłam jedną z najlepiej przygotowanych osób z zakresu materiału do swej oracji ("Świat prowincji w opowiadaniach Brunona Schulza i obrazach Marca Chagalla") a jednak nie poszlo tak sielankowo..W kazdym razie ten temat wciaż czuję w sobie, a wspomnienia owych dni staram sie odganiac daleko. Tylko mam "niesmak". Ale wracając do dzisiejszego dnia.. Nie ma sensu przytaczać całej matury ("dziwna") ale kiedy ujrzałam temat drugiej pracy pisemnej z programu rozszeżonego ("Dwa obrazy prowincji. Porównaj sposoby ich kreacji w podanych fragmentach
Pani Bovary Gustawa Flauberta i Republiki marzeń Brunona Schulza") tylko jedna mysl nasunęła mi się: dlaczego los tak sie nami bawi:P az prosi się zacytować Williama Shakespeare'a "Świat jest teatrem, aktorami ludzie, Którzy kolejno wchodzą i znikają."..
Bruno Schulz-Republika marzeń (miejsce, które wciąz gosci w mych snach..)
" (...) w te dni zgiełkliwe, płomienne i oszałamiające, przenoszę się myślą do dalekiego miasta mych marzeń, wzbijam się wzrokiem ponad ten kraj niski, rozległy i fałdzisty, jak płaszcz Boga zrzucony kolorową płachtą u progów nieba. Bo kraj ten cały podkłada się niebu, trzyma je na sobie, kolorowo sklepione, wielokrotne, pełne krużganków, triforiów, różyc i okien na wieczność. Kraj ten wrasta rok za rokiem w niebo, wstępuje w zorze, przeaniela się cały w refleksach wielkiej atmosfery. Tam gdzie mapa kraju staje się już bardzo południowa, płowa od słońca, pociemniała i spalona od pogód lata, jak gruszka dojrzała – tam leży ona, jak kot w słońcu – ta wybrana kraina, ta prowincja osobliwa, to miasto jedyne na świecie. Daremnie mówić o tym profanom! Daremnie tłumaczyć, że tym długim falistym językiem ziemi, którym dyszy ten kraj w skwarze lata, tym kanikularnym przylądkiem ku Południowi, tą odnogą wsuniętą samotnie między smagłe węgierskie winnice – oddziela się ten partykularz od zespołu krainy i idzie samopas, w pojedynkę, nie wypróbowaną drogą, próbuje na własną rękę być światem. Miasto to i kraina zamknęły się w samowystarczalny mikrokosmos, zainstalowały się na własne ryzyko na samym brzegu wieczności.
Ogródki przedmiejskie stoją jakby na krawędzi świata i patrzą poprzez parkany w nieskończoność anonimowej równiny. Tuż za rogatkami mapa kraju staje się bezimienna i kosmiczna, jak Kanaan. Nad tym skrawkiem ziemi wąskim i straconym otworzyło się raz jeszcze niebo głębsze i rozleglejsze niż gdzie indziej, niebo ogromne jak kopuła, wielopiętrowe i chłonące, pełne niedokończonych fresków i improwizacyj, lecących draperyj i gwałtownych wniebowstąpień.
Jak to wyrazić? Gdy inne miasta rozwinęły się w ekonomikę, wyrosły w cyfry statystyczne, w liczebność – miasto nasze zstąpiło w esencjonalność. Tu nie dzieje się nic na darmo, nic nie zdarza się bez głębokiego sensu i bez premedytacji. Tu zdarzenia nie są efemerycznym fantomem na powierzchni, tu mają one korzenie w głąb rzeczy i sięgają istoty.[...]
Miała to być forteca opanowująca okolicę – na wpół twierdza, na wpół teatr, na wpół laboratorium wizyjne. Cała natura miała być wprzęgnięta w jego orbitę. Jak u Szekspira, teatr ten wybiegał w naturę, niczym nie odgraniczony, wrastający w rzeczywistość, biorący w siebie impulsy i natchnienie z wszystkich żywiołów, falujący z wielkimi przypływami i odpływami naturalnych obiegów. Tu miał być punkt węzłowy wszystkich procesów przebiegających wielkie ciało natury, tu miały wchodzić i wychodzić wszystkie wątki i fabuły, jakie majaczyły się w jej wielkiej i mglistej duszy. Chcieliśmy, jak Don Kichot, wpuścić w nasze życie koryto wszystkich historyj i romansów, otworzyć jego granice dla wszystkich intryg, zawikłań i perypetyj, jakie zawiązują się w wielkiej atmosferze
przelicytowującej się w fantastycznościach [...] –
Subscribe to:
Posts (Atom)