Dzielnica hinduska to świat złota - nawet owoce zdają się tu mieć przede wszystkim różne odcienie słonecznej żółci. Od złotej biżuterii na ulicach, aż ćmi się w oczach. Złotem kapią też sklepy okolicznych krawców. Przepięknie zdobione materiały zdobią równie piękne Hinduski owinięte w kolorowe sari. Wyprawa do Little India to także podróż w aromatyczny świat przypraw. Ich intensywne zapachy kręcą w nosie, a smak także nie pozostaje obojętny. Dlatego potraw w okolicznych restauracjach trzeba próbować bardzo ostrożnie, naprawdę ostrożnie! Niestety moje łakomstwo zostało ukarane. Nigdy nie jadłam tak EGZOTYCZNYCH potraw i nigdy już napewno juz ich wiecej nie zjem! Nie tylko ostre, kwaśne, dziwne, okropne, ale po prostu obrzydliwe!!!!! Dla pocieszenia po tragicznym posilku i spalonym języku, można nacieszyć oczy kolorami. Sklepiki z przyprawami graniczą z żółto-pomarańczowymi straganami pełnymi egzotycznych, owoców - różnych odmian bananów, papai, rambutanów, karamboli i innych, których nazw nie potrafię nawet wymienić. Jedynie przypominający kolczastą kulę i niemiłosiernie cuchnący durian - król owoców - sprzedawany jest zawsze oddzielnie. Jego zapach jest trudny do zniesienia i wyczuć go można z bardzo daleka. Dlatego nie wolno wnosić go do żadnego ze środków singapurskiej komunikacji publicznej. A smak? Przyznam się szczerze jeszcze nie odważyłam się;) Poza tym dzielnica hinduska pełna jest obrazków wyniesionych niczym prosto z bolllywoodzkich filmow. A jeśli ktoś chce poczuć się jak płatek śniegu wśród rozżarzonych węgli, niech wyjdzie wieczorem na ulice Little India- miliony par oczy, o wyrazie nie zapowiadającym niczego dobrego, skierowanych w twoją stronę, sprawiają że nieraz jestem trochę rasistką..naszczęście chwila transu muzycznego w hinduskim chrześcijańskim kościele (niesamowite przeżycie!) pozwala zapomnieć o pewnych uprzedzeniach. A wracając do potraw (bo wciąż czuje ten okropny smak..) naprawdę należy najpierw dokładnie zbadać co się je..
No comments:
Post a Comment